Jakoś tak się składa, że każdego roku o tej porze, nieodmiennie i obowiązkowo, przychodzi czas na tzw. postanowienia noworoczne.
- A cóż to takiego? - spytał mnie kiedyś pewien kosmita, których teraz pełno dookoła. Ze względu na to, że spodobał mi się jego kolor, w odróżnieniu od spowszedniałych już zielonych
i niebieskich ludzików, ten miał kolor różowy, postanowiłem z nim pogadać.
- Ano - powiedziałem mu - u nas na Ziemi, od wielu, wielu pokoleń, jest taki zwyczaj, że zawsze w pierwszy dzień nowego roku, albo coś koło tego, uroczyście planujemy co będziemy robić w tym właśnie nadchodzącym roku, wiedząc oczywiście, że i tak będziemy robić zupełnie coś innego. Ale tak wypada, bo wszyscy to robią.
- Ewakeic, u san ein am ogeikat ujazcywz, zeicezrp ot ein am usnes - zaszwargotał po ichniemu.
Ale kto by się przejmował opinią jakiegoś kosmity. U nas wierzy się, że pierwszy stycznia każdego roku jest tą magiczną datą, która odmieni nasze życie na lepsze.
Będziemy szczęśliwsi, zdrowsi, szczuplejsi, będziemy zarabiać mnóstwo pieniędzy, nauczymy się języka angielskiego, a może lepiej chińskiego, boć przecież tam jest dopiero biznes, rzucimy palenie, picie, ćpanie i co tam jeszcze przyjemnego robimy, znajdziemy czas dla rodziny i w ogóle - będzie jak w raju.
Problem w tym, że sami w to wszystko nie wierzymy. Odwieczne objawy: co innego myślę, co innego mówię i co innego robię (a propose jak się nazywa ta choroba, bo jej nazwa wyleciała mi z pamięci - muszę jeść mniej mięsa), nie pozwalają traktować poważnie takich planów.
No i przyjdzie ten nowy rok i znowu wpadniemy w wir pracy lub zabawy, może też zapadniemy w letarg. Oczywiście będziemy pamiętać, zresztą mamy to zapisane na olbrzymiej płachcie kredowego papieru nad biurkiem, ale jakoś albo nie ma czasu, albo nie ma ochoty, albo nas nie ma, albo w ogóle nic nie ma - jak mawiał pewien kandydat na prezydenta.
To uczucie, że nie zrobiło się czegoś, czegoś bardzo ważnego, będzie nas jeszcze przez jakiś czas gnębić. No to ja już zaraz..., ale jeszcze to, jeszcze tamto, o już... ale teraz jest godzina 19:30 i czas wejść do matrixa.
U niektórych objawy przypominania sobie jeszcze w marcu o noworocznych postanowieniach zaskutkują poczuciem winy i to już może być poważna sprawa. Może skończyć się na antydepresantach albo jeszcze gorzej.
A najlepiej kartkę z tymi nieopatrznie określonymi obietnicami wypieprzyć po cichu do kosza. Zresetować się przy pomocy płynu o odpowiedniej mocy.
I wszystko wróci do normy.
Carpe diem - jak mawiał Horacy (czy dzisiaj uczą jeszcze tego w szkole?) - chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie
Może więc nie trzeba nic postanawiać, nic planować, szczególnie u nas w dobie całkowicie nieodpowiedzialnych polityków, wszelkich masońskich spisków łącznie z NWO. Może faktycznie lepiej żyć z dnia na dzień? Przecież życie i bycie "tu i teraz" to najlepszy sposób spędzania czasu. I tak przecież praktycznie na nic i nikogo nie mamy wpływu. Często nawet na własną, osobiście poślubioną małżonkę (no niestety nie zawsze jest vice versa).
Ale tak na poważnie. Dlaczego nie wychodzą nam te noworoczne życzenia, zwane oficjalnie postanowieniami.
Moja teoria jest taka - jeśli czekamy z podjęciem ważnych, a nawet bardzo ważnych decyzji aż do jakiejś okazji, magicznej chwili, kiedy to, mówiąc literacko, wybije północ, wystrzelą korki szampana, itd., to znaczy, że nie bardzo nam na tych decyzjach zależy.
Jeśli ktoś naprawdę chce np. zrzucić kilka nadprogramowych kilogramów, to nie czeka z tym do nowego roku tylko robi to od razu. Czy to będzie 3 maja, 22 lipca, czy 13 grudnia. Bez żadnych postanowień. Po prostu robi to. I już.
A cele życiowe i plany to zupełnie inna historia i nie mieszajmy ich do noworocznego szaleństwa.
Amen.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Produkt do poprawki...
Ostatnio, podczas programu w TV (jednego z nielicznych jakie oglądam), przyszła mi do głowy jakże bluźniercza myśl. Nasunęła mi się ona prz...

-
Święta trochę inaczej... Poza oficjalnym kalendarzem, w którym do każdego dnia przypisane są imiona świętych lub nazwy świąt kościelnych cz...
-
Jak donoszą z Brukseli, Unia zainteresowała się papierosami. Wytyczne tzw. dyrektywy tytoniowej przewidują szeroki wachlarz działań. Produkt...
-
Anonimowy tekst krążący po internecie. Myślę, że warty zauważenia. Dziś mamy wyższe budynki i szersze autostrady, jak również mniejszy te...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz